Polacy na krańcach Cesarstwa Rzymskiego - badania limesu w Rumunii

Słabo rozpoznany fragment umocnionej granicy Cesarstwa Rzymskiego, obecny na terenie dzisiejszej Rumunii, bada zespół archeologów z Torunia. W tym roku odkryli m.in. nieznany do tej pory umocniony posterunek graniczny i odtworzyli recepturę starożytnej zaprawy budowlanej.
 
Ostatni w Europie nierozpoznany do końca odcinek umocnionej granicy Cesarstwa Rzymskiego - czyli limesu - zachował się w północno-zachodniej Rumunii. Wielosetkilometrowe umocnienia miały chronić cesarstwo przed najazdami barbarzyńców w okresie od ok. I do IV w.
 
Nowo odkryty posterunek był bezpośrednio włączony w wały limesu. Znajdował się na najkrótszej drodze z prowincji rzymskiej Dacja Porolissensis wiodącej na zachód, w stronę starożytnego Aquincum, czyli dzisiejszego Budapesztu. Dawniej była to kamienna konstrukcja o wymiarach 50 na 50 m. Z czasem została jednak bardzo zniszczona przez działający w rejonie odkrycia kamieniołom.
 
Limes na tym terenie Polacy badają od trzech lat. - Największym sukcesem jest uchwycenie sieci osadnictwa rzymskiego. Znamy główny obóz, którego garnizon obsadzał mniejszy fort oraz posterunki w okolicznych górach. Teraz szukamy osady cywilnej i infrastruktury drogowej - na wiosnę użyjemy do tego georadaru - wyjaśnia PAP kierownik projektu, dr Jacek Rakoczy z Zakładu Archeologii Antycznej Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Badania prowadzone są we współpracy z dr. Felixem Marcu z z Muzeum Historii Transylwanii z Cluj-Napoca.
 
Nowo odkryty posterunek znajduje się zaledwie 4 km od Resculum - obozu rzymskiego, w którym stacjonowały większe oddziały legionistów. To właśnie tamtejsi żołnierze obsadzali pobliskie umocnienia limesu lub wyprawiali się poza jego granice.
 
Obóz w Resculum powstał w 1. dekadzie II w. i był użytkowany do drugiej połowy III w. Również on był celem prac polskiej ekspedycji.
 
- W tym sezonie udało się nam odsłonić kolejną część budynku pretorium, czyli siedziby dowództwa obozu. Okazał się on większy niż przypuszczaliśmy w zeszłym roku, w momencie odkrycia. Znamy już układ przestrzenny całego skrzydła wschodniego - relacjonuje dr Rakoczy.
 
W czasie wykopalisk archeolodzy odsłonili na jego terenie pomieszczenie ogrzewane piecem hypokaustycznym. -Mogło być ich więcej, ale na razie nie możemy się do nich dostać, bo natrafiliśmy zalegające na posadzkach, dobrze zachowane pozostałości zawalonych ścian. Praktycznie możemy zmierzyć grubość ścian działowych i prześledzić fazy wewnętrznej przebudowy budynku. W kilku miejscach występują doskonale zachowane tynki oraz miejsca po drewnianych fragmentach konstrukcji, które pozwalają zrekonstruować technikę wznoszenia tego typu budynków - opowiada dr Rakoczy.
 
Składowi zaprawy przyjrzeli się konserwatorzy z Instytutu Archeologii UMK, którzy działali w Resculum pod kierunkiem dr. Marka Kołyszki. Wykonali chemiczną analizę i odtworzyli ich skład. W tym celu naukowcy m.in. poszukiwali składników zaprawy, które naturalnie występują w okolicy obozu.
 
- Zidentyfikowaliśmy użyty przez Rzymian rzeczny piasek, który w odpowiednich proporcjach, wraz z wodą i gaszonym wapnem tworzył zaprawę - mówi dr Rakoczy. Naukowiec sugeruje, że Rzymianie mogli używać dodatkowych składników, mających przyspieszyć tężenie zaprawy i przyspieszyć budowę.
 
- Jeśli były, to na razie pozostają dla nas tajemnicą - stwierdza.
 
W roku archeolodzy badali też główną, północną bramę fortu. "Co ciekawe, była ona kilkukrotnie przebudowywana, a ostatecznie nawet - zamurowana, być może w wyniku błędu konstrukcyjnego jednej z jej wież lub zniszczenia dokonanego w wyniku działań wojennych" - mówi archeolog.
 
Była to symetryczna konstrukcja z jednoprzelotowym wjazdem i z dwoma wieżami po obu stronach. Wieże od strony zewnętrznej miały plan półokręgu, zwróconego łukiem na przedpole fortu. Bramę wybudowano z kamienia, tak jak większość znanych z tego obozu konstrukcji. Według archeologów wieże bramy najprawdopodobniej posiadały trzy kondygnacje, sięgające blisko 9 m.
 
W czasie tegorocznych badań archeolodzy wykonywali laserową dokumentację swoich odkryć. Było to możliwe dzięki współpracy z firmą Leica Polska.
 
- Na tak rozległych stanowiskach cyfrowe metody dokumentacji to już obecnie standard, który umożliwia przyspieszenie prac. Atutem tej metody jest również ogromna dokładność oraz możliwość łączenia danych z różnych sezonów tak, aby obraz stanowiska był pełen - kończy dr Rakoczy.
 
/PAP  - Nauka w Polsce
fot. J. Rakoczy
 

Chcesz być na bieząco z informacjami ze świata historii? Jesteśmy na facebooku polnocnej.tv. Szukaj nas na Twitterze oraz wyślij nam maila. 

Tagi: