Charles Berg - Pocztówka - powieść kryminalna cz. III

Przedstawiamy Państwu II część historycznej powieści kryminalnej "Pocztówka":

1 część dostępna tutaj: http://strefahistorii.pl/article/237-charles-berg-pocztowka-powiesc-kryminalna-cz-i

2 część dostępna tutaj: http://strefahistorii.pl/article/355-charles-berg-pocztowka-powiesc-kryminalna-cz-ii

Więcej o autorze

https://www.facebook.com/Good.Old.Berg?fref=ts

http://strefahistorii.pl/article/120-smierc-w-oliwie-kryminal-osadzony-w-wolnym-miescie

Sontag 26sten Juli

 

            Obudziłem się chwilę po dziesiątej, mimo wypitego alkoholu głowa wcale mnie nie bolała i gdyby nie to potworne pragnienie i ziołowy posmak w ustach mógłbym przysiąść, że wczoraj nie wypiłem ani kieliszka. Powoli zwlekłem się z łóżka, podszedłem do kranu i nalałem sobie szklankę wody. Od razu poczułem się lepiej. Szybko umyłem się i założyłem czyste ubranie. Następnie założyłem kapelusz i wyszedłem z mieszkania. Chwilę później byłem już na dole. Mimo słonecznej i ciepłej pogody uliczki świeciły pustkami, zapewne pobożni i stateczni mieszkańcy Langfuhru ruszyli do światyń w zależności o wyznania katolickiej Herz Jezu lub ewangelickiej – Heilige Georges. Jednak zamiast dołączyć do rzeszy wiernych, po wyjściu z budynku  skręciłem w lewo a potem ruszyłem w góręHochstriess. Była tam przyjemna restauracyjka i mały hotel o nazwie „Prinzes Viktoria”, jedzenie było dobre, a ceny przystępne.

 

            Wszedłem do środka, odwiesiłem płaszcz i kapelusz, a potem zająłem jeden z wolnych stolików. Po chwili podszedł kelner pytając co podać, poprosiłem o kawę i dwa jajka po wiedeńsku. Niedaleko mojego stolika był stojak z gazetami, wstałem z krzesła i podszedłem. Oprócz trzech głównych gazet gdańskich były też tytuły z Berlina, a nawet jeden polski dziennik. Omijając agresywny Vorposten sięgnąłem po Neueste Nachrichten i wróciłem na miejsce. Kawa już stała na stoliku. Powoli przerzucając strony śledziłem nagłówki artykułów. Nic interesującego, trochę polityki, nieco wiadomości kulturalnych i sportu. Zatrzymałem się jak zwykle na nekrologach, ale zamiast sprawdzać kto porzucił swoją cielesną powłokę przenosząc się do krainy wiecznej szczęśliwości zwanej niebem, mój wzrok przykuło umieszczone na sąsiedniej stronie ogłoszenie. Rodzice szukali córki. Wiek 15 lat, długie rude włosy, zielone oczy i charakterystyczna blizna na wierzchu prawej dłoni w kształcie półksiężyca. Przypomniałem sobie, że już widziałem to ogłoszenie, nagłówki artykułów też wyglądały znajomo. Spojrzałem na datę. Gazeta była z początku lipca. W krótkim przeciągu czasu zaginęły trzy młode dziewczyny... „Trzy?” – zadałem sobie pytanie – „Czy na pewno były tylko trzy?”. Odpowiedź czekała na mnie w bibliotece, na nieszczęście dzisiaj była niedziela i z rozwiązaniem musiałem poczekać przynajmniej do jutra. Miałem więc przed sobą cały dzień i żadnego pomysłu jak dalej prowadzić śledztwo. Niemal machinalnie zjadłem śniadanie, dopiłem kawę i zostawiając na stole należność wraz ze skromnym napiwkiem wyszedłem z restauracji. Korzystając z ładnej pogody wybrałem się na mały spacer do Olivy, trasa była długa i niemal zupełnie prosta. Idąc Pelonkenstrassezastanawiałem się nad tym co do tej pory odkryłem. Wiedziałem już, że cała wycieczką do FreiStadt została zaplanowana, żeby Kamile i Charlotte mogły pobyć z Arthurem i Stephanem. Z początku wszystko układało się dobrze, ale w poniedziałek 13 lipca doszło do kłótni. Następnego dnia obaj mężczyźni wrócili pociągiem o 15:00 do Kollbergu, natomiast Kamile z koleżanką postanowiły zostać jeszcze parę dni, żeby nie wzbudzać podejrzeń rodziców. W czwartek punktualnie o dziesiątej obydwie opuszczają hotel. Zgodnie z planem miały wracać popołudniowym pociągiem o 15:00, zamiast tego chwilę po 17:00 wysłały telegram, że wrócą następnego dnia rano, tak się jednak nie stało.

            Nasuwało się kilka pytań, dlaczego opuściły hotel o dziesiątej – pewnie wiązało się to z dobą hotelową, ale i tak trzeba było to sprawdzić. Następnie co robiły pomiędzy opuszczeniem hotelu, a planowanym odjazdem pociągu, ewentualnie przed wysłaniem telegramu? Po trzecie dlaczego wysłały telegram, że wrócą następnego dnia rano, zamiast pojechać następnym pociągiem? Jeżeli zaś planowały zostać jeszcze jeden dzień to gdzie się zatrzymały?

            Kto jednak powiedział, że gdziekolwiek się zatrzymały? Oczywiście można było to sprawdzić, wystarczyło udać się do wszystkich hoteli, zajazdów i innych miejsc gdzie można było wynająć pokój i zadać pytanie czy nie zatrzymały się u nich dwie siedemnastoletnie dziewczyny. We FreiStadt było kilka dużych hoteli, do tego dochodziły te mniejsze w liczbie kilkunastu, pensjonaty, sanatoria, a nawet pokoje na wynajem nie zawsze ujęte w spisie. Odwiedzenie wszystkich tych miejsc zajęłoby dwa lub trzy dni, co i tak mogłoby okazać sie jedynie stratą czasu i pieniędzy. Zresztą skąd pewność, że obie nocowałyby w tym samym miejscu, a miejsce to znajdowałby się w granicach Freistadt?

I jeszcze ten telegram. Dlaczego zamiast zadzwonić Kamile postanowiła wysłać wiadomość? Przecież zarówno ona, jak i Charlotte miały w domu aparat telefoniczny, a o godzinie 17:00 ich matki na pewno były w domach przygotowując kolację dla swoich córek.

             Zastanawiając się nad różnymi możliwościami nawet nie zorientowałem się kiedy dotarłem do Olivy. Zatrzymałem się rozglądając dookoła. Byłem tuż koło Gimnazjum przyPelonkenStrasse, za którym rysowała się wysoka wieża Versöhnungkirche[1], chcąc dojść do dworca wystarczyło skręcić w prawo na pobliskiej GeorgStrasse a następnie iść dalej prosto. Zoppot mógł jednak zaczekać. Nie zatrzymując się na skrzyżowaniu doszedłem do końca PelonkenStrasse i lekkim łukiem ulicy Am Markt ruszyłem w lewo. Zatrzymałem się na pośrodku mostku i oparłem o barierkę. Przed sobą miałem mały staw, z tyłu zaś z głośnym pluskiem spiętrzona, na potrzeby pobliskiego młyna, woda spadała na dół.

            Słoneczna pogoda zachęcała do spędzania czasu na świeżym powietrzu. Dookoła mniejszymi lub większymi grupami przechodzili mieszkańcy Olivy – stateczni mieszczanie w skrojonych na miarę ubraniach, eleganckie damy modnych sukienkach.

Zdarzali się też wpatrzeni w siebie jak w obrazek młodzi ludzie trzymający się za ręce i cieszący się ze wszystkiego, bo wszystko czego potrzebowali trzymali w swoich złączonych dłoniach.

-Spójrz jak tu pięknie Karolu – powiedziała kobieta zatrzymując się niedaleko miejsca w którym stałem i pokazała dłonią na staw.

-Krajobraz jest cudowny, ale nawet nie w połowie tak wspaniały jak ty moja kochana Wando – odparł mężczyzna. Wymiana uprzejmości trwała pięć niemiłosiernie długich minut – sprawdziłem z zegarkiem w ręku – w czasie których rzęsy Wandy zostały porównane do łodyg tataraku delikatnie muskanych letnim wiatrem, oczy do krynic najczystszych, a głos miał brzmieć słodko niczym górski potok przynoszący ochłodę nawet w największy żar.

Gdy para mdląco-cukierkowych zakochanych odeszła, na mostku tuż obok mnie zatrzymały się dwie dziewczyny w letnich sukienkach. Jedna w białym słomkowym kapeluszu druga z niebieską wstążką w blond włosach. Wyglądały jak uczennice na wakacjach.

-Widzisz tam, ta wieżyczka, to ten budynek o którym ci opowiadałam. Z wieży na Karlsbergu będzie widać lepiej – spojrzałem w kierunku wskazywanym przez dziewczynę koleżance. Rzeczywiście nieco w oddali, po lewej stronie można było zobaczyć coś jakby wieżę  wystającą ponad drzewa przy drodze wiodącej do FriedenTal[2].

-Też mi coś. I to ma być ten pałacyk? – odparła druga.

-Nie pałacyk tylko dworek, zresztą chodź z góry wszystko zobaczymy lepiej.

            Niestety jak tylko dziewczynki zniknęły miejsce obok mnie zajął starszy mężczyzna i zamiast spokojnie kontemplować przyrodę wsłuchując się w szum wody postanowił rozpocząć rozmowę. Szybko wykręciłem się ważnymi sprawami i opuściłem tą oazę spokoju. Z Am Markt poszedłem SchlossGarten kierując się w stronę dworca w Olivie.

            Podróże do Zoppotu robiły się już nudne. Wysiadłem z pociągu i ruszyłem do pobliskiego hotelu. Rozpoznając mnie odźwierny ukłonił się mówiąc:

-Guten Tag, Herr Steppe.

Po czym otworzył szeroko drzwi wejściowe zapraszając do środka. Podszedłem do recepcji. Kolejna znajoma twarz.

-Witam detektywie, w czym mogę Panu pomóc? Kolejne pytania, czy może przyszedł pan wynająć pokój– zapytał Heinrich.

-Jestem służbowo – odparłem i z kieszeni marynarki wyjąłem zdjęcia Stephana i Arthura. I zapytałem czy rozpoznaje tych mężczyzn. Recepcjonista podniósł fotografie przyglądając się im uważnie, po czym odłożył je na kontuar.

-Nie wiem, może. W tej pracy cały czas ma się wrażenie, że kogoś już się widziało. Chociaż... – zastanowił się na moment przerywając zdanie - ...ten blondyn... – dodał, ponownie spoglądając na zdjęcie - Tak, to chyba on kręcił się koło tych dwóch dziewczyn, o które Pan wcześniej pytał. Teraz sobie przypominam. Kiedy one wychodziły kilka razy czekał na nie jakiś jasnowłosy mężczyzna podobny do tego ze zdjęcia – powiedział wskazując na Arthura - tego drugiego nie pamiętam.

Dobre i to. Jak do tej pory wszystko do siebie pasowało. Zapytałem jeszcze o długość doby hotelowej. Heinrich zrobił lekko zaskoczoną miną, nie do końca rozumiejąc jaki ma to związek z poprzednim pytaniem, jednak rutyna dała o sobie znać i po chwili wyrecytował, że goście hotelowi zobligowani są do zwolnienia pokoju najpóźniej do godziny 11.

            Podziękowałem i z recepcji skierowałem się do hotelowej restauracji. Wyposażony w cztery zdjęcia wypytałem wszystkie kelnerki.

-Tak, były tutaj, zresztą już to detektywowi mówiłam – powiedziała jedna.

-A ci dwaj byli mężczyźni byli z nimi? – zapytałem.

-Tak, widziałam całą czwórkę w piątek, potem przyszli jeszcze w sobotę i niedzielę wieczorem.

-Pokaż – wtrąciła się druga, Hilda o ile dobrze pamiętałem – No tak, były tutaj we wtorek, ale same, tamtych dwóch z nimi nie było.

-To był wtorek, prawda? – zapytałem.

Kelnerka skinęła głową.

–Następnego dnia też przyszły?

-Nie – wtrąciła inna dodając jeszcze - w czwartek również ich nie było.

            Podziękowałem za informację, zostawiłem dwadzieścia guldenów i wyszedłem.        

 

Kolejny na liście był Hotel Continental na pobliskiej SeeStrasse, gdzie zatrzymać się mieli Artur ze Stephanem. Zarówno recepcjonista jak i wpis w księdze hotelowej potwierdzał ich wersje. Z ciekawości wyjąłem zdjęcia obu zaginionych dziewczyn, jednak tym razem recepcjonista nie umiał mi pomóc. Podziękowałem i nie zostawiając napiwku wyszedłem. Pomimo potwierdzenia większości informacji śledztwo raczej nie posuwało się do przodu. Wyglądało to raczej jak układanie odwróconych puzzli, zamiast kolorowego obrazka miałem przed sobą szary karton, a wszystkie elementy wyglądały tak samo, kiedy jednak chciałem je ze sobą połączyć puzzle do siebie nie pasowały. Co gorsza miałem wrażenie, że kilka elementów spadło ze stołu i zniknęło pod łóżkiem... musiałem szukać dalej, ale póki co opuszczałem Zoppot wracając do swojego mieszkania w Langfuhrze.

*****

 

Tuż przed wejściem do kamienicy spotkałem gospodarza zamiatającego schody. Zatrzymał mnie informując, że dzwonił Herr Friedrich Schwartz. Prosił o telefon, wspominał, że to pilne i żebym zadzwonił jak tylko wrócę. Podziękowałem i czym prędzej skierowałem się na drugie piętro do swojego mieszkania.

            Wszedłem do środka i odrzucając marynarkę i kapelusz usiadłem za biurkiem i zadzwoniłem na centrale. Kiedy w słuchawce odezwał się głos telefonistki poprosiłem o połączenie.

Friedrich odebrał po chwili:

-Witaj, z tej strony Gregor prosiłeś o telefon, o co chodzi?

-Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę?

-Jak przez mgłę – odparłem.

-Wspominałeś o potrzebie spotkania się z kimś z policji.

-Jak pamiętam nie omieszkałem też wspomnieć o ich miłości do mnie, ci dranie bywają pamiętliwi.

-Na szczęście nie wszyscy. Dzisiaj o 21 w Halbee Allee, jeden z tych mniej pamiętliwych obiecał się z tobą spotkać, zapewniłem go, że postarasz się być bardziej rozmowny niż ostatnio i podzielisz się informacjami ze stróżami prawa.

-Postaram się – zapewniłem Fridricha - chociaż obawiam się, że twoja obietnica mogła być nieco przesadzona.

 

****

 

            Mała wskazówka na zegarze przed restauracją nieznacznie mijała rzymską dziewiątkę przypominając mi, że się spóźniłem. Pomimo stosunkowo wczesnej pory niemal wszystkie stoliki były zajęte. Korzystając z ciepłego lipcowego wieczoru gdańszczanie rozmawiali pijąc piwo. Podniesione głosy w niektórych miejscach świadczyły o wadze toczonej tam dysputy ... i ilości wypitego alkoholu. Policjanta odnalazłem bez problemu, nie potrzebny był nawet, skądinąd całkiem dokładny opis przekazany mi przez Fridricha. Wysoki mężczyzna, lat około trzydziestu, o służbistycznym, pozbawionym emocji sposobie bycia, bez zarostu, włosy czarne krótko przystrzyżone. W opisie zabrakło tylko informacji o papierosie, który co chwila wędrował z dłoni do ust policjanta.

            Podszedłem i usiadłem naprzeciwko.

-Witam detektywie, nazywam się Gerhard Ziehn – mężczyzna przy stoliku przedstawił się, ale gdy wyciągnąłem dłoń na przywitanie nie uścisnął jej, zamiast tego nie zmieniając tonu mówił dalej – Nasz wspólny znajomy poprosił mnie o to spotkanie i chociaż jak pan zapewne wie większość moich kolegów, jakby to powiedzieć, nie żywi do pana sympatii...

Zaśmiałem się:

-Oni mnie nienawidzą, uważając za dorobkiewicza, który utrudnia im ważne śledztwo.

Gerhard lekko się uśmiechnął pod nosem:

-Sprawa śmierci Hrabiego wydaje się bardzo podejrzana, nie sądzi pan detektywie? - zapytał.

Nie miałem jednak zamiaru opowiadać o szczegółach poprzedniego zlecenia, zwłaszcza, że uczciwość zawodowa zobowiązywała do zachowania w tajemnicy informacji pozyskanych od klienta. Widząc, że nie zamierzam podejmować tematu Hrabiego policjant zmienił temat.

-Nie dziwię się naciskom ze strony moich kolegów, nie podzielam jednak ich przekonań, dlatego zgodziłem się na to spotkanie. Drobne nieporozumienia z przeszłości nie powinny przeszkadzać we współpracy.

-Omińmy te uprzejmości i przejdźmy do sedna Kriminalkomissar – powiedziałem mając dość tego nieco przydługiego wstępu. Doskonale wiedziałem, że gdyby nie dawne przysługi wyświadczone policji dzisiejszego spotkania w ogóle by nie było.

-Kriminalobersekretӓr detektywie – powiedział Gerhard i zaciągnął się dymem - zresztą mój stopień nie ma tutaj żadnego znaczenia i skoro pan sobie życzy proszę pytać a będziemy mieli tą rozmowę za sobą.

-Charlotte Brock i Kamile Landmann.

-Za tydzień sprawa zostałaby oficjalnie umorzona.

-Zostałaby? – zapytałem.

Gerhard przytaknął skinieniem głowy i wręczył mi kilka zdjęć. Na pierwszej fotografii widoczna byłą leżąca kobieta zaplątana w rybacką sieć. Kolejne zdjęcie, już po wyplątaniu z sieci, pokazało wyraźnie jej twarz. Najwyraźniej dziewczyna nie była w wodzie zbyt długo bo jej rysy nadal były bardzo wyraźne.

-Charlotte – powiedziałem cicho, po czym zapytałem Gerharda – Kiedy zrobiono te zdjęcia?

-Dzisiaj rano, zaplątała się w sieci rybaków z Zoppot, wyłowili ją w Glettkau.

-Utonęła?

-Raczej nie, chociaż wyniki sekcji będą dopiero jutro, wstępne oględziny wykazały, że nie żyła zanim znalazła się w wodzie, ktoś najprawdopodobniej chciał pozbyć się ciała nie wzbudzając podejrzeń.

„Jak widać niezbyt mu się to udało” – pomyślałem i jednocześnie zacząłem się zastanawiać co się stało z Kamile? To przecież ją miałem odszukać. Charlotte była wprawdzie jej przyjaciółką i zaginęła w tym samym czasie, ale jej los, mimo smutnego końca, nie miał dla mnie wielkiego znaczenia. Pozostawało mi co najwyżej przesłać kondolencję jej rodzinie.

-Znaleziono tylko jedno ciało, prawda?

-Tak, ale jak tylko potwierdzono tożsamość dziewczyny, wysłano łódź w tamto miejsce. Dokładnie przeszukano całą okolice, niestety, albo może na szczęście, nic więcej nie znaleziono.

Była to jakaś wiadomość, niekoniecznie dobra, nadal przecież nie wiedziałem co się stało z  Kamile, zawsze mogłem się jednak pocieszać, że skoro nie odnaleziono jej ciała to ona nadal żyła. Pociecha marna, ale miałem powód żeby nadal prowadzić śledztwo. Sprawa nie była zamknięta. Jeszcze nie.

Zmieniłem temat i zamiast o śmierć Charlotte zapytałem o zniknięcie obydwu dziewczyn. Co prawda wiedziałem już mniej więcej co się stało, cały czas coś mi jednak umykało. Tym razem Gerhard nie umiał mi pomóc. Policja wiedziała jeszcze, mnie niż ja. Uzyskując zapewnienie, że nie przekaże od razu wszystkich informacji rodzicom opowiedziałem mu o prawdziwym powodzie wizyty Kamile i Charlotte we Freistadt. Wydawał się zaciekawiony.

-Interesujące – przyznał – Policja oczywiście wypytała wszystkich, rodziców i przyjaciół z Kollbergu, recepcjonistów i obsługę hotelu w Zoppot, jednak z tych zeznań nikt nie wyciągnął podobnych wniosków. Brawo detektywie, chociaż jak pan zapewne wie informacja ta raczej nie wpłynie na postęp w śledztwie, gdyby było inaczej nasze spotkanie nie byłoby potrzebne.

Ze smutkiem musiałem przyznać mu rację.

-Nie mniej – ciągnął dalej Gerhard - cieszę się, że się z panem spotkałem. Ocena moich kolegów dotycząca pańskiej osoby mogła być nieco krzywdząca. Wie pan jak zadawać pytania i wyciągać wnioski z otrzymanych odpowiedzi, a to całkiem przydatna umiejętność. Jutro powinienem otrzymać raport z sekcji zwłok Charlotte zapewne chciałby się pan z nim zapoznać?

Było to pytanie czysto retoryczne, mimo to potwierdziłem skinieniem głowy.

-Spotkajmy się tutaj o tej samej porze – powiedział i wyciągnął przed siebie dłoń, nieco zaskoczony zareagowałem dopiero po chwili ściskając i potrząsając rękę policjanta – Do zobaczenia Herr Steppe.

-Auf Wiedersehn, Herr Ziehn – powiedziałem puszczając dłoń Krimminalobersekretӓra.

Montag 27sten Juli

 

            Od wielogodzinnego siedzenia nad stertami gazet rozbolały mnie plecy, ale w końcu znalazłem to czego szukałem. Podczas rozmowy z Gerhardem specjalnie nie poruszyłem tego tematu, ale zarówno Kamile jak i Charlotte nie były jedynymi młodymi kobietami jakie zaginęły w przeciągu ostatnich miesięcy.

Na łamach Neueste Nachrichten, Vorpostena i Volkstimme naliczyłem, poczynając od maja, siedemnaście przypadków zaginięcia. Dwanaście z nich dotyczyło kobiet w wieku od piętnastu do dwudziestu dwóch lat. Pozostałe zgłoszenia dotyczyły dwóch gimnazjalistów, mężczyzny w średnim wieku – chyba jakiegoś robotnika portowego, starszej kobiety i małego chłopca, który, jak się potem okazało, zgubił się podczas zakupów.

            Z dwunastu zaginionych dziewcząt jedynie dwie były obywatelkami Freistadt, pozostałe przyjechały tutaj na wycieczkę, kolonie albo do pracy. Przeważnie nie znały nikogo w mieście i mieszkały w wynajętych pokojach albo tanich motelach. Ich zniknięcie zgłaszane było zazwyczaj z kilkudniowym opóźnieniem, szybko zanotowałem  imiona i nazwiska dziewczyn, krótki opis wyglądu oraz numery telefonu pod jakie należało dzwonić w przypadku posiadania jakichkolwiek wiadomości o zaginionej.

            Uzbrojony w nowe informacje opuściłem bibliotekę miejską i pojechałem do swojego mieszkania. Kiedy znalazłem się już u siebie położyłem notes na biurku i przysuwając telefon nieco bliżej zadzwoniłem na centralę i poprosiłem o połączenie. Pierwsza na liście była Clara Zenkow. Po podaniu telefonistce numeru usłyszałem standardowe „proszę czekać na połączenie”, a następnie charakterystyczny dźwięk towarzyszący przełączaniu rozmowy.  Chwili później w słuchawce rozległ się melodyjny kobiecy głos.

-Clara Zenkow, słucham.

Spojrzałem na nazwisko zapisane w notesie i już zacząłem odkładać słuchawkę, gdy przyszła mi do głowy pewna myśl:

-Clara Zenkow, lat osiemnaście? – zapytałem. Wolałem się upewnić, zawsze istniało drobne prawdopodobieństwo, że matka i córka mają to samo imię.

-Tak, przy telefonie, kto .. – nie usłyszałem reszty pytania, choć łatwo mogłem się domyślić jego treści, odłożyłem słuchawkę i skreśliłem pierwszą osobę z listy. Zostało jeszcze jedenaście nazwisk.

 

            Słońce powoli zachodziło, gdy kończyłem ostatnią rozmowę. Spośród dwunastu wynotowanych przeze mnie dziewczyn odnalazło się pięć, tyle samo nadal było zaginionych, pozostałe dwie – bliźniaczki Lizzy i Emmy Pankow zginęły – utonęły w Bałtyku. Chyba utonęły? Ze słów wyraźnie zdenerwowanego ojca dziewczynek wnioskowałem, że zdanie „moje kochane córeczki wyciągnięto martwe z morza, czego Pan ode mnie chce” oznaczało utonięcie, ale mogłem się mylić.

Żałowałem, że nie zadałem sobie więcej trudu i oprócz notowania informacji o zaginionych nie skupiałem sie na nekrologach, notatkach o zabójstwach, utonięciach itp. Przez swoje lenistwo czekała mnie kolejna wizyta w bibliotece, gdzie kolejny raz będę musiał przejrzeć wszystkie numery, zaczynając od majowych, jednak tym razem dokładniej.

            Spojrzałem na zegarek, była za kwadrans dziewiąta. Zakląłem pod nosem i szybko zabrałem marynarkę i kapelusz wychodząc z mieszkania. O dziewiątej miałem spotkać się z Gerhardem. Co najdziwniejsze policjant sam zaproponował spotkanie. Czyżby liczył na to, że z moją pomocą uda mu się rozwiązać sprawę? Nie zamierzałem wyprowadzać go z błędu, zwłaszcza, że dysponował informacjami zarówno na temat Kamile jak i pozostałych zaginionych dziewczyn.

 

***

 

Lekko zdyszany wpadłem do restauracji. Byłem spóźniony i to o ponad kwadrans. Awaria tramwaju przy Olivean Tor zmusiła mnie do długiego i bardzo niechcianego spaceru. Jednak gdy lekko zdyszany wchodziłem do środka Gerhard tam był. Spokojny i opanowany pił piwo rozmawiając z barmanem. Podszedłem do niego wyciągając rękę na przywitanie:

-Witam Herr Steppe – powiedział Gerhard odwzajemniając uścisk dłoni, po czym położył na ladę kilka guldenów i kierując się do wyjścia dodał – dzisiaj nie ma tutaj warunków do rozmowy. Trudno było się nie zgodzić – wszystkie stoliki były zajęte, nawet przy barze było tłoczno.

Ciepły lipcowy wieczór zachęcał do wyjścia z domu, spotkania się ze znajomymi i pójścia na piwo i jakoś nikomu nie przeszkadzał fakt, że jest poniedziałek, a następnego dnia czeka kolejny dzień pracy – w zasadzie był to kolejny powód żeby nie wracać trzeźwym do domu.

            Wyszliśmy na zewnątrz i powoli oddalając się od restauracji skierowaliśmy się w stronę Technische Hochschule. Po przejściu kilkunastu metrów Gerhard zatrzymał się i z kieszeni marynarki wyjął złożony na czworo arkusz papieru:

-Kopia raportu z sekcji zwłok – powiedział wręczając mi dokument. Rozłożyłem kartkę szybko przeskakując wzrokiem od zdania do zdania szukając przyczyny śmierci. W końcu znalazłem właściwy fragment: „Brak wody w płucach oraz inne czynniki wykluczają utonięcie jako przyczynę śmierci. Kobieta znalazła się w wodzie kilka, najprawdopodobniej trzy do sześciu, godzin po zgonie i przebywała tam około doby do momentu wyłowienia przez rybaków. Śmierć najprawdopodobniej nastąpiła w piątek w godzinach wieczornych pomiędzy godziną 22 a północą. Wysokie stężenie substancji psychoaktywnych w organizmie denatki oraz wyraźne ślady po nakłuciach w okolicach zgięcia stawu łokciowego prawej i lewej ręki wskazują na przedawkowanie heroiny jako najbardziej prawdopodobny powód zgonu”.

„Narkotyki?” – zapytałem sam siebie z niedowierzaniem kręcąc głową. To wydawało się zbyt nieprawdopodobne. Charlotte, dziewczyna z dobrego pruskiego domu, wzorowa uczennica, lubiana koleżanka i przyjaciółka, po co miałaby sięgać po narkotyki? Z ciekawości? Ze złości na chłopaka – pokłócili się przecież kilka dni przed planowanym powrotem do Kollbergu? Było to możliwe, ale coś mi tu nie pasowało.

-To oficjalny raport? – zapytałem Gerharda.

-Tak, patolog uznał, że dziewczyna zmarła z przedawkowania – odparł policjant.

-Dlaczego więc ciało znaleziono pływające w morzu? – znałem prawdopodobne wyjaśnienie, ale chciałem poznać oficjalną wersję zanim ją przeczytam w gazecie.

Kriminallobersekretӓr spojrzał na mnie znacząco:

-Jak Pan zapewne zauważył detektywie w raporcie jest mowa o kilku śladach po igle. Zapewne dziewczyna już od jakiegoś czasu zażywała heroinę i odczuwała coś co narkomani nazywają głodem – taki przymus wzięcia kolejnej dawki narkotyku. Charlotte była na głodzie. Udała się do jakiejś spelunki, gdzie dostała heroinę, którą sobie wstrzyknęła. Niestety dawka była zbyt duża i dziewczyna nie przeżyła. Właściciel podejrzanego lokalu nie chcąc ściągać niczyjej uwagi pozbył się trupa wrzucając ciało do morza.

            Sam doszedłem do podobnych wniosków, tylko po to by je natychmiast odrzucić:

-Skąd będąca pierwszy raz we FreiStadt dziewczyna miałaby wiedzieć, gdzie szukać narkotyków? Za co by je kupiła? A nawet gdyby miała pieniądze dlaczego miałaby je wydawać na heroinę, jest wiele bardziej kobiecych używek?

-Stara się pan myśleć racjonalnie, poszukuje logicznych rozwiązań tak jakby ludzie w swoich działaniach zawsze kierowali się logiką. Niestety, a może na szczęście tak nie jest. Praca w policji nauczyła mnie, że czasami najprostsze rozwiązania są najlepsze. Możemy oczywiście przeszukać podejrzane lokale, możemy zagrozić ich właścicielom więzieniem licząc na to, że coś nam powiedzą. Możemy nawet wysłać setki policjantów, żeby chodzili od domu do domu ze zdjęciem Charlotte pytając mieszkańców czy nie widzieli jej przypadkiem. Przy sporej dozie szczęścia może już po tygodniu dowiedzielibyśmy się co robiła od momentu opuszczenia hotelu do swojej śmierci kilka dni temu, a może nie dowiedzielibyśmy się tego nigdy. Jedno co byłoby pewne to olbrzymie koszty. I na co to wszystko? W imię czego? Podatnicy chcą usłyszeć, że policja działa sprawnie i szybko. Charlotte nie żyje, przedawkowała heroinę i to jest fakt.

            Gerhard miał rację, dla niego i jego kolegów sprawa była zamknięta, ja miałem odrębne zdanie, wskazując na trzymany w ręku dokument zapytałem, czy mogę zatrzymać kopię raportu:

-Bardzo proszę detektywie, ma Pan może jeszcze jakieś pytania?

Miałem ich sporo, ale ton Kriminallobersekretӓra świadczył, że uważa naszą rozmowę za zakończoną. Niestety musiałem go rozczarować:

-Chciałem zapytać o siostry Pankow, Emily i Lizzy... bliźniaczki.... znalezione martwe...

-W Bałtyku pod koniec czerwca – dokończył Gerhard – wiem o kim pan mówi i rozumiem do czego prowadzi to pytanie. Podejrzewam jednak, że nie zbadał pan dokładnie tamtej sprawy? – Nie zaprzeczyłem, a policjant mówił dalej – Z pozoru sytuacja wygląda podobnie. Mamy dwie zaginione dziewczyny spoza Freistadt. Przyjechały tutaj z pobliskiego Neustadt na krótką dwudniową wycieczkę, z której nie wróciły. Po kilku dniach ich ojciec zgłosił zaginięcie, od razu zaznaczam, że obyło się bez żadnych dodatkowych listów lub telegramów informujących o późniejszym powrocie. Po miesiącu ich ciała znaleźli rybacy. Sekcja zwłok potwierdziła, że przyczyną śmierci nie było utonięcie.

-Heroina? – zapytałem.

-No właśnie nie, co prawda patolog znalazł ślady po igle, ale to nie narkotyki przyczyniły się do śmierci obu dziewczyn. Jedna zginęła od kilku pchnięć nożem w brzuch, druga została pobita na śmierć. Jej ciało pełne było siniaków i zadrapań. Miała wykręconą prawą rękę, połamane żebra i wybite przednie zęby. Według lekarza sądowego zgon bliźniaczek nastąpił w podobnym czasie.

-A co z pozostałymi dziewczynami, które zaginęły?

-Kilka znaleziono, kilka dalej jest poszukiwanych.

-Spośród poszukiwanych.... – zacząłem ale Gerhard tylko pokręcił głową – rozumiem – dodałem kiwając głową – dobro śledztwa – dokończyłem typową policyjną wymówkę. W sumie miał rację, sam kilkakrotnie zasłaniałem się tajemnicą zawodową, mogłem się cieszyć, że Krimminallobersekretӓr nie postąpił podobnie i podzielił się ze mną informacjami o Kamile, Charlotte oraz bliźniaczkach Pankow.

Podziękowałem za spotkanie i zaproponowałem kolejne, w następny poniedziałek. Gerhard zgodził się i po symbolicznym uściśnięciu dłoni odszedł kierując się w stronę pobliskiego przystanku tramwajowego. Sam wybrałem spacer. Moje mieszkanie nie było aż tak daleko, a chodząc łatwiej było mi pokładać rozbiegane myśli.

            Dzięki Gerhardowi zyskałem informacje, których zdobycie zajęłoby mi kilka dni i kosztowało wiele guldenów... Najgorsze jednak było to, że ta wiedza nic mi nie dawała. Zaginięcia młodych osób, zwłaszcza w okresie letnim są zjawiskiem normalnym i powszechnym. Krimminallobersekretӓr nie powiedział tego głośno, nie musiał, była to wiedza oczywista, która pomimo swojej oczywistości nie mogła do mnie dotrzeć. Z jakiegoś powodu nie chciałem uwierzyć w „zwykłą” ucieczkę z domu. Może taki był pierwotny plan, uciec, odejść od rodziców, ale coś poszło bardzo nie tak o czym świadczyło wyłowione z Bałtyku ciało Charlotte.

            Dlaczego jednak wylądowała w morzu, dlaczego nikt jej nie zostawił w jakimś obskurnym zakamarku, na strychu jakiejś rudery, albo w piwnicy opuszczonego budynku? Morze oznaczało wysiłek, trud związany z ukryciem czyjejś śmierci. Śmierci która miała pozostać niezauważona, Charlotte miała stać się kolejnym mieszkańcem podwodnych głębin i raz na zawsze zniknąć z powierzchni tego świata wpisując się w długą listę osób zaginionych. Podobnie zapewne miało być z bliźniaczkami. Była jednak pewna, ale za to bardzo wyraźna różnica. Siostry Pankow nie zginęły od przedawkowania, zostały zabite. Ich zabójca musiał się liczyć z karą, długoletni pobyt w ośrodku wczasowym naSchiesβtangeStrasse pozwoliłby mu dokładnie przemyśleć swoje postępowanie. Szczerze jednak wątpiłem, czy ktoś kto morduje w taki sposób dwie nastolatki ma jakąkolwiek szansę na resocjalizację i powrót do społeczeństwa.

            Czy coś łączyło oba przypadki? Morze. Niebiesko-zielona topiel Bałtyku, gdzie wszystkie trafiły po swojej śmierci była jedynym dostrzegalnym punktem wspólnym. Chociaż były jeszcze inne podobieństwa – wiek, płeć, zamieszkiwanie poza FreiStadt, były one jednak zbyt ogólne, a ja potrzebowałem konkretów. Czegoś takiego jak...trzymany w kieszeni protokół z sekcji zwłok Charlotte, o którym sobie właśnie przypomniałem. Przejrzałem go jedynie pobieżnie starając się odszukać przyczynę zgonu. To mógł być błąd. Na szczęście dotarłem już do swojego mieszkania. Położyłem kartkę na biurku, zapaliłem lampkę i odkładając marynarkę i kapelusz na stojący w pobliżu wieszak kolejny raz zacząłem czytać zapiski lekarza sądowego.

 

Zobacz również:

Charles Berg - Pocztówka - powieść kryminalna cz. IV

Charles Berg - Pocztówka - powieść kryminalna cz. V

Charles Berg - Pocztówka - powieść kryminalna cz. VI - ostatnia

Tagi: