Rosemarie Springer – aryjska księżniczka z Przywidza

Kto w Powiecie Gdańskim dziś pamięta, że Rosemarie Springer – obdarzona aryjską urodą córka  SS manna, Grand Dame niemieckiej magnaterii prasowej i księżniczka jeździectwa, pochodzi z Przywidza? Jej postać dla www.strefahistorii.pl, przybliża

 

Marek Kozłow

 

Gdy w światku niemieckiego jeździectwa, ale też magnaterii prasowej pada nazwisko Rosemarie Springer, reakcja jest tylko jedna – nasza Grand Dame! W sporcie jeździeckim, którego Niemcy od dziesięcioleci są niekwestionowaną potęgą, dorobienie się takiego statusu jest czymś absolutnie wyjątkowym, ale w przypadku tej osoby bezsprzecznie zasłużonym. 96-letnia dziś Springer w dalszym ciągu zapraszana jest na najważniejsze zawody jeździeckie w Niemczech. Zaproszenia, niezależnie od jej kondycji zdrowotnej, stara się na ile tylko może przyjmować. „Są w naszym kraju zawody, na które poszłabym choćby na czworaka” - miała niedawno powiedzieć, odpowiadając na pytanie o to, czy jej podeszły wiek nie wyklucza wyjazdów na zawody.

 

 

Jaką drogę trzeba przejść, wychowując się w podgdańskim Przywidzu?

 

Niedługo po zakończeniu I. Wojny światowej Werner Lorenz, potomek rodziny ziemiańskiej ze środkowego Pomorza, nabywa ze świeżo poślubioną Charlotte Ventzki, pochodzącą z elity finansowej i towarzyskiej Grudziądza, majątek w Przywidzu. W lipcu roku 1920 na świat przychodzi pierwsze z ich czworga dzieci, Rosemarie. Ojciec Werner zajęty był rozbudową majątku. Stawianiem kolejnych obiektów produkcji i hodowli rolnej, matka Charlotte natomiast, jako córką grudziądzkiego przemysłowca branży budowy maszyn rolniczych i przemysłowych, miała niejakie trudności ze zmianą grudziądzkich salonów na uroczą, ale jednak wiejską posiadłość. Zajęta wychowaniem coraz większej gromadki dzieci miała jednak ambicje, uczynienia z nich ludzi ze świata. Tak więc od lat szkolnych, głównie najstarsza Rosemarie wyjeżdżała do prywatnych szkół w Anglii, Niemczech i Francji. Będąc jeszcze nastolatką zdążyła już biegle opanować język francuski i angielski.

 

Rosemarie miała podwójne szczęście; nie tylko pochodziła z zamożnego domu, ale także natura obdarzyła ją niezwykłą, klasyczną w ówczesnym pojęciu urodą. Szybko więc stała się niezwykle popularna w szkołach, do których uczęszczała, ale też na salonach towarzyskich w Niemczech, Francji i Anglii. Kiedy okazało się, że jej o dwa lata młodsza siostra Jutta, jest równie urodziwa jak Rosemarie, z miejsca stały się sensacją salonów i jednymi z atrakcyjniejszych partii w tych krajach. Zawarte wówczas kontakty kontynuowane były także w czasie wojny. W roku 1941 Rosemarie wychodzi za mąż za północnoniemieckiego „Króla Cementu” Horsta-Herberta Alsena, którego poznała już jako nastolatka, podczas swojego pobytu w Hamburgu. Małżeństwo to gwarantowało jej utrzymanie bardzo wysokiego statusu finansowego, nawet w trudnych powojennych latach. Ale przede wszystkim mogła skupić się na swojej największej, ciągnącej się od lat dziecięcych pasji, jaką było jeździectwo.

 

Jeździectwo nie było jednak jedyną sportową pasją młodej Rosemarie. Wysoka, długonoga wyróżniała się także w lekkoatletyce, przede wszystkim w skoku wzwyż. Zdobywała w tej dyscyplinie mistrzostwo, jak sama wspomniała: „wszystkich szkół i internatów”.

 

Pasję tę przejęła od ojca, który od pierwszych miesięcy prowadzenia majątku w Przywidzu, dużo uwagi poświęcał rozbudowie stadniny, która z czasem stałą się jedną z najważniejszych, jeśli nie najważniejszą w całym Wolnym Mieście. Wyczynowo sport ten Rosemarie zaczęła uprawiać dopiero będąc mężatką, to znaczy pod koniec lat 40-tych. Nawet w sporcie jeździeckim był to już wiek, delikatnie mówiąc dojrzały. Rosemarie skupiła się na ujeżdżaniu. Dyscyplinie wymagającej niezwykłej elegancji. A tej akurat Rosemarie nie brakowało. Zauważono ją już na początku lat 50-tych. Fachowcy nie mogli się nadziwić, że startuje ona w oficjalnych zawodach od niedawna. Uwagę zwrócił na nią również Hans Günther Winkler, jedna z czołowych niemieckiego sportu jeździeckiego tamtych czasów. Winkler był jednak skoczkiem przez przeszkody, więc postanowił polecić Rosmarie trenerowi ujeżdżania, Williemu Schultheisowi. Sama Springer wspomina tamten fakt jeszcze dzisiaj z błyskiem w oczach „Och jaka byłam wtedy podekscytowana. (…) Schultheis był wtedy naszym królem”. Od tego czasu Rosemarie, jeszcze wtedy Alsen, brylowała już nie tylko w towarzystwie, ale także w tym elitarnym sporcie.

Do najbliższego kręgu przyjaciół małżonka Rosemarie należał także rodzący się wówczas potentat medialny, Axel Springer. Dziełem niezwykłych układów towarzysko uczuciowych, Rosemarie rozstała się z Alsenem i w roku 1953 poślubiła Axela Springera. Odtąd, wraz z rosnącą fortuną męża, rosła równolegle jej pozycja w niemieckim jeździectwie. Dysponująć, na tamte czasy wydawałoby się niewyczerpalnym źródłem finansowym, mogła sobie pozwolić na najlepsze warunki do treningu, ale także na najlepsze konie. Wpływy Axela Springera sięgały także Jeździectwa. Ze swoją świeżo poślubioną małżonką osiedli w nabytym, wyposażonym w 15 boksów centrum jeździeckim w Hamburg-Falkenstein. W roku 1953 udało mu się przekonać Schultheisa, by ten przeniósł się do Hamburga, skąd Springer zarządzał swoim koncernem i gdzie oboje mieszkali. Do Hamburga Schultheis przybył w towarzystwie klaczy Doublette, która okazała się ulubionym koniem Rosemarie Springer. Na nim odniosła największą ilość zwycięstw. Mimo, jak na sportowca, dojrzałego wieku Rosemarie Springer czyni stałe postępy. Staje się jasne, że jeździectwo nie jest dla niej jedynie towarzyskim wybrykiem damy ze szczytów finansowej elity.

 

Do czołówki krajowej Rosemarie Springer weszła na dobre w roku 1955, zajmując drugie miejsce w bardzo prestiżowych międzynarodowych zawodach jeździeckich w Berlinie. Fakt ten okazał się na tyle doniosłym wydarzeniem, że odnotował go nawet najważniejszy tygodnik niemiecki Der Spiegel.

 

Od tego czasu Springer bierze udział we wszystkich najważniejszych zawodach na kontynencie. W olimpijskim roku Springer wygrywa po raz pierwszy krajowe mistrzostwa w ujeżdżaniu. Wynik ten dał jej także kwalifikacje do udziału w Igrzyskach Olimpijskich w Rzymie. Wówczas już fakt bycia mistrzem Niemiec stawiał automatycznie zawodniczkę w roli faworyta igrzysk. Nie były to jedynie spekulacje medialne, ale także ogólne zdanie fachowców. Na zawody te głównym jej koniem była kultowa już wtedy Doublette.

 

Rzym niestety nie przyniósł jej sportowego szczęścia. Sama Springer tak wspomina te zawody: „Przejazdy odbywały się na Piazza di Siena. O 08.25 Doublette i ja byliśmy już gotowe do startu. Klacz szła jak marzenie. Ale co dalej? Czekałam, czekałam ale wezwanie na parkur nie przychodziło. Sędziowie dyskutowali na temat innej zawodniczki. Pół godziny musiałam kręcić się woków kwadratu! Na koniu który miał być w najwyższej gotowości. W końcu Doublette się „wyjeździła”, jej krok stawał się coraz cięższy. Dopiero o dokładnie 09.00 mogliśmy wjechać na parkur. No ale dla na było już po wszystkim. Walczyliśmy mimo tego dalej”. Przerwa ta pozbawiła Rosemarie Springer pewnego, wydawałoby się, medalu olimpijskiego. Mimo braku sportowego Rosemarie Springer zdobyła jednak Rzym, a właściwie Rzymian. Rzymianie szalejący na punkcie pięknych blondynek, widząc posągową piękność, o niesamowitej wprost elegancji Oszaleli, a wraz z nimi włoskie media. Na czas igrzysk królowała ona w świadomości włoskich widzów jako „bella prinzipessa bionda”. Klęska sportowa nie doprowadziła czterdziestolatki do zakończenia kariery. Wręcz przeciwnie, na fali sportowej złości, w następnych 5 latach wygrała prestiżowe mistrzostwo Niemiec czterokrotnie! W przeciwieństwie do wielu sportowych sław Springer nie zakończyła swojej kariery z dnia na dzień. Startowała po prostu coraz mniej, co dla w wieku prawie 50 lat było zrozumiałe. Oznaczało to także łagodne przejście z aktywnej kariery zawodniczej do pracy trenerskiej. Z miejsca stała się Rosemarie Springer jedną z najbardziej poszukiwanych trenerek w specjalności ujeżdżania konia. Trenowała nie tylko w Niemczech, ale także w USA, Australii, Holandii. Doceniano i zatrudniano ją nawet w Mekce jeździectwa, w Wielkiej Brytanii. Z czasem poszerzyła swoje kompetencje o międzynarodowe certyfikaty sędziowskie. Trudno powiedzieć, kiedy Rosemarie Springer przeszła na emeryturę, czy w ogóle coś takiego miało miejsce. Gdy zakończyła aktywną działalność trenerską posiadłość jej Halloh w Szlezwiku Holsztynie nie przestawała być celem pielgrzymek jeźdźców, którzy zasięgali u niej w dalszym ciągu konsultacji. Rosemarie zapraszana jest do dzisiaj, jako gość honorowy na najważniejsze impresy jeździeckie w Niemczech. Zaproszenia te często przyjmuje. Mając już 93 lata powiedziała w jednym z wywiadów „Są w tym kraju jeszcze imprezy na które udam się … choćby na czworaka”. Dziś już jako 96-latka, w dalszym ciągu rozpościera wokół siebie błysk niepowtarzalnej elegencji.

 

Cień ojca

 

Ojcem Rosemarie Lorenz-Springer był Pomorzanin z krwi i kości Werner Lorenz. I w fakcie tym nie byłoby nic zdrożnego, gdyby nie to, że oprócz swojej działalności producenta rolnego, nie zafascynowała go kariera wojskowa.

 

Lorenz zaangażowany był jeszcze w latach 20-tych w tworzenie struktur SS na terenie WMG. Musiał być dobrym organizatorem, gdyż to jemu, mimo, że mieszkał dość daleko od Gdańska i zarządzał całkiem sporym majątkiem rolnym, powierzono funkcję szefa gdańskich struktur. Wspomina o tym również Heinrich Himmler w swoich zapiskach, które po latach udostępniła, zredagowała i opatrzyła komentarzami jego córka Katrin Himmler. Jeszcze przed wybuchem wojny Lorenz szybko awansował w strukturach. Do tego stopnia, że od roku 1934 przebywał on więcej w Hamburgu, niż w swojej posiadłości w Przywidzu. Z czasem kierował on jednostką Volksdeutsche Mittelstelle (VOMI). Był to organ odpowiedzialny za trzewienie niemieckości na obrzeżach i przygranicznych obszarach Rzeszy. W czasie wojny oznaczło to w praktyce kierowanie przesiedleniami i wysiedleniami, także na terenie Pomorza. Nie biorąc bezpośredniego czynnego udziału w zbrodniach wojennych alianci obeszli się z nim dość szczodrze. Po internowaniu w Anglii, zasiadł on na ławie oskarżonych w jednym z późniejszych Procesów Norymberskich, na procesie Urzędu do spraw rasy i przesiedleń, na którym skazano go na 20 lat więzienia.

 

Rosemarie Springer bardzo rzadko wypowiada się o wpływie ojca na jej życie. Wiadomo, że miał on decydujący udział w jej pasji jeździeckiej. Jednakże, mimo że status rodziców pozwolił jej na życie w elitach lat 30-tych nie podążyła ona typową ścieżką jej podobnych dziewczyn. Na przekór oczekiwaniom wstąpiła w roku 1938 do Czerwonego Krzyża i przez cały okres wojny była aktywnie zaangażowana w jego działalność.

 

Tekst ukazał się równolegle w 6 numerze kwartalnika Neony Tożsamość

 

(Red.) Marek Kozłow fot archiwum Marka Kozłowa

 

Chcesz być na bieząco z informacjami ze świata historii? Jesteśmy na facebooku polnocnej.tv. Szukaj nas na Twitterze oraz wyślij nam maila. 

Tagi: