Charles Berg - Pocztówka - powieść kryminalna cz. V

Przedstawiamy Państwu IV część historycznej powieści kryminalnej "Pocztówka":

1 część dostępna tutaj: http://strefahistorii.pl/article/237-charles-berg-pocztowka-powiesc-kryminalna-cz-i

2 część dostępna tutaj: http://strefahistorii.pl/article/355-charles-berg-pocztowka-powiesc-kryminalna-cz-ii

3 część dostępna tutaj: http://strefahistorii.pl/article/454-charles-berg-pocztowka-powiesc-kryminalna-cz-iii

4 część dostępna tutaj: http://www.strefahistorii.pl/article/498-charles-berg-pocztowka-powiesc-kryminalna-cz-iv

Więcej o autorze

https://www.facebook.com/Good.Old.Berg?fref=ts

 

http://strefahistorii.pl/article/120-smierc-w-oliwie-kryminal-osadzony-w-wolnym-miescie

 

Rzecz jasna nie powiedziałem Gerhardowi wszystkiego. Nie musiał znać szczegółów mojego śledztwa, w zupełności wystarczało, że znał wnioski. Na ślad fałszywego pensjonatu dla panienek z dobrych domów wpadłem przez przypadek. Wtorkowa wizyta u lekarza sądowego wyjaśniła kwestię pewnych otarć i śladów na ciele Chatlotte, zresztą nie trzeba było pytaćlekarza, żeby dojść do identycznych wniosków. To, że niektóre dziewczyny prowadzą aktywne życie miłosne nie jest zaskoczeniem, zaskoczenie budzi jednak fakt takiego życia u dziewczyny, która wcześniej nie chciała spędzić nocy ze swoim chłopakiem. Musiałem jeszcze raz porozmawiać z Agathą oraz rodzicami Charlotte. Zakupiłem bilet i pojechałem popołudniowym pociągiem do Kollbergu.

Niestety nie wykazałem się wyczuciem czasu i taktem, w środę z rana miał odbyć się pogrzeb dziewczyny, o czym niestety nie wiedziałem wyjeżdżając poprzedniego dnia. Oświecenia doznałem w osobie dozorcy, który widząc nieznajomego wchodzącego do kamienicy zapytał kim jestem i czego szukam. Przez moment miałem nawet wrażenie, że wyczuwam troskę w jego ostrym jak krawędź topora głosie. Nie zapominając jednak o kurtuazji przedstawiłem się i powiedziałem, że przyszedłem odwiedzić państwa Brock.

-Tu ich Pan nie znajdzie, są na cmentarzu – powiedział dozorca po czym widząc moją nieco zmieszaną minę dodał – Dzisiaj jest pogrzeb ich córki. Wyjechała na wycieczkę do Zoppot i zniknęła podobnie jak córka Landmannów. Parę dni temu znaleźli ją martwą na plaży... – Dozorca dalej opowiadał, aż nazbyt dobrze mi znaną historię, ale nie słuchałem go. Nie musiałem. Przerywając jego monolog zapytałem jak dojść na cmentarz i ruszyłem we wskazanym kierunku.

            Kiedy zjawiłem się na miejscu pogrzeb jeszcze trwał. Stojąc nieco z tyłu poczekałem, aż wszyscy żałobnicy rzucą grudkę ziemi na trumnę i podszedłem. Wziąłem w dłoń mały kawałek gliny i wzorem pozostałych wrzuciłem ją do grobu Charlotte. Stojący obok rodzice spojrzeli na mnie z wyrzutem. Mieli pretensję, że nie odnalazłem ich córki, pretensję zupełnie bezpodstawne, ale nie chciałem im tego mówić. Powinienem zadać im kilka pytań, bardzo bolesnych pytań, wiedziałem jednak, że nie będą umieli na nie odpowiedzieć. Zamiast tego złożyłem wyrazy współczucia oraz kondolencję i opuściłem cmentarz. Szczerze żałowałem, że nie udało mi się znaleźć Charlotte, nie byłem jednak pewien czy mi uwierzyli. Mieli do tego prawo, byli jej rodzicami.

            Zaraz za bramą spotkałem Agathe w towarzystwie Stephana i Arthura, czekali na mnie.

- Charlotte nie żyje a Kamile zniknęła bez śladu.  Chyba nie spisał się pan detektywie – powiedziała gorzko dziewczyna, po czym dodała – Co teraz, wróci pan do FreiStadt i po kilku dniach zadzwoni, mówiąc że zrobił wszystko co w jego mocy?

-Nie. Teraz zadam dwa krótkie pytania – odparłem.

            Mina Agathy i stojących obok niej młodzieńców mówiła sama za siebie. Charlotte i Kamile wbrew słowom rodziców nie były może ucieleśnieniem cnót, chcąc udawać bardziej dojrzałe popijały skradzione z domowych spiżarni wino i nalewki albo paliły papierosy. Po heroinę lub morfinę jednak nie sięgnęły. A co do życia miłosnego zarówno Arthur jak i Stephan milczeli, gdy Agatha zarzekała się, że jej koleżanki były dziewicami.

We FreiStadt byłem z powrotem w czwartek wieczorem. Wszystkie zeznania były zgodne i sprowadzały się do jednego – narkomanką, o ile można tak powiedzieć, Chatlotte stała się krótko po tym jak zniknęła. Zapewne również wtedy rozstała się na dobre ze swoją cnotą, płacąc nią za heroinę. Nowa miłość była bardzo zaborcza i niszcząca, dziewczyna zmarła po około tygodniu. No właśnie, czy zmarła? Nie żyła, to nie podlegało dyskusji, ale nie potrafiłem sobie wyobrazić dziewczyny, takiej jak opisywali ją znajomi i rodzina, która skończyła jako martwa narkomanka wyrzucona przez morskie falę na piaszczysty brzeg.

            Coś mi mocno nie pasowało. Z dworca w Langfuhrze skierowałem się do swojego mieszkania na CoselWeg, gdzie tylko zostawiłem bagaż i wyszedłem. Chciałem się przejść i na spokojnie pomyśleć. Na Adolf-Hitler Straβe wsiadłem w tramwaj, który zawiózł mnie do Olivy. Powoli zapadał zmrok, gdy dotarłem do starej Eisenhammer nad potokiem oliwskim, nie zatrzymując się ruszyłem daje w stronę Freudenthal pozwalając nogą samemu wybierać trasę. Zatrzymałem się, gdy było już ciemno.

Spacer i rozmyślania nie pomogły. Żadne rozwiązanie nie przychodziło mi do głowy. Teraz zaś słońce skryło się za horyzontem, a na nocnym niebie jasno połyskiwał srebrny sierp księżyca. Światła było na szczęście wystarczająco dużo, żeby oświetlić wijącą się na granicy lasów wybrukowaną ścieżkę. Po nieco dłuższej chwili dotarłem w okolice Eisenhammer.

Właśnie wychodziłem zza zakrętu Schwabental, gdy Olivean RosenGassenadjechał z dużą prędkością czarny Fiat. Odskoczyłem w ostatniej chwili i unikając potrącenia przez samochód wylądowałem na poboczu. Kierowca nie zwalniając ani o kilometr, i nie oglądając się na nikogo, i na nic skręcił w prawo Schwabental.

Wstałem i otrzepując się z brudu ruszyłem w stronę Olivy. Wolnym krokiem idąc w górę Olivean RossenGasse zbliżałem się do Mormonenschlösschen, dużego kompleksu budynków mieszkalnych przeznaczonego dla dziewcząt z bogatych domów, które chciały uczyć się we FreiStadt. Zazwyczaj ten położony na uboczu pensjonat sprawiał wrażenie pogrążonej w skupieniu świątyni nauki, miejsca odosobnienia i kontemplacji, w którym młode osoby zdobywały wiedzę. Jednak widok zatrzymującego się przed wejściem eleganckiego samochodu i mężczyzny, który z niego wysiadł nieco ten wizerunek psuły. Starając się nie rzucać w oczy schowałem się w lesie po przeciwnej stronie szosy i obserwowałem. Nie wiem jak długo tam siedziałem, ale to co zobaczyłem dało mi poważnie do myślenia, i to na tyle, że przyjechałem następnego dnia po południu.

Udając zainteresowanie wysłaniem córki do pensjonatu poprosiłem o rozmowę z dyrektorem placówki, miałem nadzieję, że zdołam się rozejrzeć wewnątrz. Niestety już na wstępie zostałem poinformowany, że w chwili obecnej nie ma wolnych miejsce. Mimo wszystko rozmowę odbyłem. Starałem się dowiedzieć nieco więcej o profilu ośrodka, wieku podopiecznych, warunkach, opłatach i innych rzeczach, o które ojciec powinien zapytać. Poprosiłem nawet o oprowadzenie po placówce, na co grzecznie ale stanowczo odpowiedziano mi, że w dniu dzisiejszym jest to niemożliwe, a najbliższe dni otwarte dla rodziców zainteresowanych zobaczeniem pensjonatu odbędą się za trzy tygodnie.

            Podziękowałem za rozmowę i wyszedłem z przekonaniem, że za trzy tygodnie żadnego spotkania nie będzie. Zostałem odprawiony z kwitkiem, na pewno nie jako pierwszy i na pewno nie jako ostatni. Postanowiłem, że wieczorem znowu tu przyjadę, tym razem miałem zamiar nieco lepiej się przygotować. Ciepłe ubranie, lornetka oraz kawa w termosie pozwoliły mi w spokoju obserwować Mormonenschlösschen. To co zobaczyłem zdawało się wyjaśniać wszystko....

 

            W sobotę po południu poszedłem do Schloβgarten obserwując zachowanie mniej lub bardziej szacownych obywateli FreiStadt. Elegancko ubrani mężczyźni w średnim wieku trzymający w ręku gazety, zza których lubieżnym wzrokiem wpatrywali się w młode ciała nastoletnich uczennic bawiących się z koleżankami ze szkoły. Albo starsi panowie przysiadający się do grup rozgadanych dziewczynek i częstujących je cukierkami. Były jeszcze grupy wyrostków popisujące się przed gimnazjalistkami, w tym przypadku było to jednak jak najbardziej normalne zachowanie. Korzystając z dużej ilości młodych osób postanowiłem wypytać je o Charlotte, Kamile i pensjonat na OliveanRosengasse. Na swoje nieszczęście zadałem jeszcze kilka innych pytań przez które zostałem zaliczony do grona odwiedzających Park zboczeńców i to tych, którzy swojego zainteresowania nieletnimi nie potrafią ukrywać. Aresztowanie miało pewien plus, miałem okazję przekazać swoje przypuszczenia Gerhardowi, licząc, że umiejętnie je wykorzysta.

 

Zobacz również:

Charles Berg - Pocztówka - powieść kryminalna cz. VI - ostatnia

Tagi: