Dobry Maharaja

Nazywał się Digvijaysinhji Ranjitsinhji Jadeja (Jam Saheb), był indyjskim arystokratą, maharadżą północno-zachodniego indyjskiego księstwa Nawanagaru. Dziś zdecydowana większość Polaków nie umie poprawnie wymówić Jego nazwiska, żeby nie wspomnieć o tym, że nawet nie kojarzy Jego osoby. Dlaczego wciąż tak mało wiemy o człowieku, który uratował tysiące polskich dzieci przed wojną? Poczytajcie o Dobrym Maharadży.

Hinduski książę, co polubił Polskę

O Polsce usłyszał po raz pierwszy w latach dwudziestych, gdy mieszkał wraz ze stryjem w Szwajcarii. A usłyszał od sąsiada, którym był nie kto inny jak sam Ignacy Paderewski. Czy Polska mogła mieć lepszego adwokata? Osobowość mistrza, dyskusje na temat Polski, zrobiły na młodym księciu takie wrażenie, że do końca życia czynnie interesował się losami naszego kraju. W jednej z rozmów książę wspominał nawet, że mistrz Paderewski namawiał go do nauki gry na fortepianie. Jako jeden z dwóch hinduskich delegatów w gabinecie wojennym Wielkiej Brytanii młody książę poznał generała Władysława Sikorskiego. Gdy tylko pakt Sikorski – Majski został podpisany, książę rozpoczął działania mające na celu ściągnięcie jak największej liczby polskich dzieci z ZSRR do Indii.

 

Układ Sikorski – Majski i co by tu zrobić z tymi ludźmi?

Na początku 1942 r. polski rząd na uchodźstwie podpisał tzw. układ Sikorski–Majski oraz podejmował kroki, by wydostać swoich obywateli z głębi Związku Radzieckiego. Ponieważ jednak było rzeczą niemożliwą sprowadzać wycieńczone kobiety i dzieci do kraju, w którym toczyła się wojna, rząd szukał państw, które na czas wojny ugoszczą naszych obywateli. Jako jedne z pierwszych zgłosiły się Indie. To właśnie tutaj, przez kolejnych sześć lat, od 1942 do 1948 r., około 2,5 tys. dzieci i 3,5 tys. dorosłych Polaków skorzystało z bezpiecznego schronienia - mimo różnic kulturowych i religijnych, które zdawały się nie mieć najmniejszego znaczenia. Wówczas byli po prostu ludzie potrzebujący pomocy, i Ci, którzy tej pomocy mogli i chcieli udzielić.

Polacy przychodzili do punktu zbornego w Samarkandzie z różnych stron Syberii, przeważnie schorowani i wycieńczeni. Były ich setki. Niektóry przychodzili sami, innych dowożono. W akcję zaangażowanych było wiele osób z polskiego korpusu dyplomatycznego, wielu brytyjskich oficerów stacjonujcych w Bombaju i nietylko. Uchodźcy wymagali pomocy, a marzyli o kawałku chleba i kącie, którym nie dosięgnie ich wojna. Lokowano ich w kilkunastu ośrodkach i sierocińcach. Jeden z tych ośrodków – w Balachadi – był wyjątkowy. Powstał w kilka miesięcy, na prośbę i za pieniądze Jam Saheba – niedaleko jego letniej rezydencji. Mogło w nim zamieszkać ok. 800 dzieci. 

Jam Saheb mówił w jednym z wywiadów:

Może tam w pięknych górach położonych nad brzegami morza dzieci będą mogły powrócić do zdrowia, uda im się zapomnieć o wszystkim, co przeszły i nabrać sił do przyszłej pracy jako obywatele wolnego kraju.
 

Balachadi - Miasteczko dla polskich dzieci

Na osiedle składało się około sześćdziesięciu parterowych budynków z kamienia, drewna i plecionych mat, pokrytych czerwoną dachówką. Nie było w nich szyb, a tylko ażurowo ułożone szczebelki, na które w okresie monsunów zakładano siatki przed komarami, które roznosiły malarię. Budynki mieściły 20–30 osób. Każde z dzieci dostawało własne łóżko, wykonane z drewna i sznura, stoliczek i blaszany kuferek na rzeczy osobiste.

"Wkraczaliśmy w całkowicie odmienny świat, schludny i uporządkowany – opisują pierwsze chwile w Indiach mali goście. – Nasze mocno rozwichrzone i tułacze w ostatnich latach życie zostało nagle zatrzymane. Nieśmiało położyłem się na przydzielonym mi łóżku. I w tym momencie poczułem, że znów znalazłem swoje miejsce na świecie."


Osiedle Balachadi było jednym z kilku ośrodków dla polskich uchodźców w Indiach (głównym, z prawie pięciotysięczną ludnością, było Valivade niedaleko Bombaju). Wyjątkowość Balachadi polegała na tym, że pełniło ono rolę sierocińca. Kierowano tam dzieci, których rodzice zmarli, zagubili się lub wstąpili do Armii Andersa. Często oddanie dziecka przez rodzica do sierocińca było jedynym sposobem, by w warunkach głodu i epidemii ocalić jego życie.

„Było nam tam bardzo dobrze. Hindusi gotowali, były wychowawczynie, nauczycielki i nauczyciele – mówi Stefania Kuczerawy, która w Balachadi spędziła ponad dwa lata. – Miałyśmy dobre wychowanie, naukę, ćwiczenia… Harcerstwo też działało. Organizowano wycieczki, podchody i śpiew – wspomina z radością.”

 

W Balachadi działały szkoła podstawowa, kaplica i szpital. W ciągu czterech lat istnienia przez osiedle przewinęło się około tysiąca dzieci w wieku od 2 do 16 lat. Rotacja była duża: dzieci dorastały i wyjeżdżały do innych ośrodków, by uczyć się w szkołach gimnazjalnych, zawodowych i liceach.

...ja jestem Bapu, ojciec wszystkich mieszkańców Nawanagaru, w tym również i wasz


Tym swoistym miasteczkiem zarządzał ks. Franciszek Pluta i nie było to łatwe zadanie. Brakowało polskich nauczycieli i polskich podręczników. Dzieci były na bardzo różnym poziomie i często musiano je cofać do niższej klasy. Wychowywano je w postawie szacunku do ojczyzny oraz tradycji i wartości religijnych. Organizatorzy osiedla robili też, co mogli, by zlikwidować traumę syberyjskich przeżyć. To było wyzwanie: dzieci były zalęknione, agresywne, nadpobudliwe lub przeciwnie: ospałe. Bywało, że z powodu trudnych przeżyć zatrzymywały się w rozwoju emocjonalnym. Chodziło o to, by ożywiły się i na nowo zaczęły cieszyć się życiem. I w dużym stopniu ten efekt udało się osiągnąć. Maharadża bardzo często wizytował ośrodek. Nakłonił swoich potężnych przyjaciół – innych maharadżów by wsparli finansowo to wielkie dzieło pomocy.

W relacjach ówczesnych dzieci, które miały okazję mieszkać w osiedlu, najbardziej podkreślana jest jednak wielkoduszność Jam Saheba, otwartość na polskich uchodźców, szczere zainteresowanie ich osobistymi problemami i radościami, gościnność, łagodność, spontaniczność, duże zaangażowanie w całe życie osiedla. Bapu brał udział we wszystkich ważnych uroczystościach, spacerował po osiedlowych uliczkach, zaglądał do bloków dzieci i rozmawiał z nimi. Żywo interesował się polską kulturą.

„...z kolejnego wyjazdu przywiózł sobie z Londynu „Chłopów” Reymonta, przetłumaczonych na język angielski. Książkę tę zaliczał do swych ulubionych lektur. Bardzo podobały mu się też nasze tańce i stroje ludowe”. Z wielkim zainteresowaniem oglądał inscenizacje teatralne oraz różnego rodzaju pokazy i zawody sportowe. Nie opuścił żadnej premiery. Potrafił szczerze bawić się na jasełkach, wzruszać perypetiami „Kopciuszka”, jak i głęboko przejmować losem „Kordiana”. Zazwyczaj przed przedstawieniem prosił o przetłumaczenie tekstu lub o dłuższe wprowadzenie. Reagował spontanicznie: widocznym wzruszeniem, śmiechem, oklaskami. Był naprawdę wdzięcznym widzem. Po spektaklu zapraszał młodych aktorów na uroczysty, wspólny podwieczorek, obdarowywał ich słodyczami”


Różowe świnki od maharadży

Wychowawcy w Balachadi organizowali dla swoich podopiecznych mnóstwo zajęć pozalekcyjnych. Było aż dziesięć sekcji, w tym kronikarska, artystyczno-teatralna, sportowa, dekoracyjna, bibliotekarska, prasowa i muzyczna. Wśród licznych przedstawień i widowisk ze szczególnym rozmachem wystawiono „Sen Janka”,”Kordiana”i „Kopciuszka”.
Pisałam już, że Jam Saheb często odwiedzał osiedle i zaprzyjaźnił się z jego mieszkańcami. Do dziś zachowały się związane z nim historie. Jedną z nich jest ta o 13-letnim Fredku Burdzym, który z otrzymanych w pobliskiej wiosce dwóch kurcząt, rozwinął hodowlę, która po pewnym czasie zaopatrywała w jajka całe osiedle. Gdy Bapu dowiedział się, skąd się wzięły, przywiózł Ferdkowi małe kaczuszki – by dołączył je do hodowli. A jeszcze później – realizując marzenia chłopca – postarał się o niespotykane w Indiach różowe prosiaki. W efekcie wspólnych starań maharadży, pracowników osiedla i oczywiście małego Fredka, hodowla rozrosła się do kilkudziesięciu zwierząt i trzystu gołębi.

Innym razem jedna z organizacji dobroczynnych podarowała osiedlu instrumenty muzyczne. Szybko okazało się jednak, że nikt z personelu nie umie się nimi posługiwać, Bapu przysłał jako nauczycieli dwóch hinduskich wojskowych muzyków, którzy uczyli dzieci grać na instrumentach i zorganizowali orkiestrę.


Wielka adopcja


Jam Saheb uważnie obserwował sytuację polityczną w Europie. Gdy 5 lipca 1945 r. władze Wielkiej Brytanii uznały komunistyczny Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej i zaczęły sprzyjać powrotowi polskich obywateli z Indii do kraju, zareagował. I był na to najwyższy czas, bowiem w polskich osiedlach już pojawiali się komunistyczni agitatorzy, którzy namawiali do powrotu do kraju. Maharadża i ks. Pluta obawiali się, że sieroty mogą zostać przymusowo wysiedlone i pod rządami komunistów znów doświadczyć tego, czego doświadczały na Syberii. Wspólnie z księdzem i angielskim oficerem, zajmującym się osiedlem, adoptowali około 200 polskich dzieci. W ten sposób chcieli ułatwić znalezienie dla nich bezpiecznego miejsca na świecie, z dala od komunistycznej rzeczywistości. Z tego powodu gazety w komunistycznej Polsce pisały o ks. Plucie jak o porywaczu dzieci, a dyplomaci ZSRR rozsyłali za nim listy gończe.
Ocalenie dzieci, tak jak rozumiał je Jam Saheb, udało się. Wiele z nich wybrało życie w różnych częściach świata. Gdy wyjeżdżały z Indii, maharadża osobiście żegnał ich na dworcu.

Upamiętnienie

W 1999 imię Jam Saheba Digvijay Sinhji nadano ZSSO „Bednarska” Warszawie.

W 2010 roku nadano mu pośmiertnie Krzyż Komandorski Orderu Zasługi RP.

W 2012 r. skwer potocznie zwany Opaczewskim (położony między nitkami ulicy Opaczewskiej w Warszawie nazwano imieniemDobrego Maharadży, a w 2014 r. odsłonięto na nim pomnik maharadży. 11 marca 2016 Sejm RP podjął uchwałę w sprawie uczczenia pamięci Dobrego Maharadży.

 

Karolina Łucja Białke

Źródła:

Wiesław Stypuła, W gościnie u „polskiego” maharadży (wspomnienia z pobytu w Osiedlu Dzieci Polskich w Indiach w latach 1942–1946), Warszawa 2000

foto: wikipedia, pinterest

*Tekst jest częścią cyklu Strefa historii w Indiach. Polecamy również przeczytać:

http://strefahistorii.pl/article/6507-phoolan-devi-kobieta-nikt-kobieta-zemsta

http://strefahistorii.pl/article/6492-naszyjnik-dla-ksiecia-ktory-uratowal-cartiera 

Chcesz być na bieząco z informacjami ze świata historii? Jesteśmy na facebooku polnocnej.tv. Szukaj nas na Twitterze oraz wyślij nam maila. 

Tagi: