Po co królowi dywany na ściany

Od 18 marca do 31 października na Wawelu - oczywiście po ustąpieniu obostrzeń kowidowych - po raz pierwszy w historii będzie można podziwiać całość zbioru arrasów na wystawie „Wszystkie arrasy króla. Powroty 2021–1961–1921”. Podobnej okazji nie mieli nawet królewscy dworzanie, kiedy to Zygmunt August sprowadził te cenne tkaniny z Brukseli.

Czy dla kaprysu?

Zakup tych drogocenych przedmiotów był bardzo przemyślaną decyzją, w której istotną rolę odgrywały względy prestiżowe. To nie są obiekty, które miały służyć tylko dekoracji czy ociepleniu ścian. Posiadały one jasne przesłanie, charakter propagandowy, podkreślający potęgę władcy. Były, używając współczesnego języka, wielkim projektem PR-owym. Dlatego jedną z ważniejszych serii jest seria z monogramami i herbami Korony Polskiej i Wielkiego Księstwa Litewskiego. Symboliczne znaczenie ma też wyobrażenie pierwszych rodziców czy historii ludzkości. Taka ikonografia była immanentnie wpisana w królewską narrację. Podkreślenie wymiaru religijnego było ważne, gdyż władca panował z namaszczenia Boga. Znaczenie też miała symbolika uniwersum, przedstawiona w werdiurach zwierzęcych. Widniejąca na tkaninach różnorodność i bogactwo świata zwierzęcego wiązało się z rosnącym w okresie renesansu zainteresowaniem przyrodą, w czym uczestniczył także światły król.

Dlaczego Bruksela?

To był jeden z najważniejszych ośrodków tego typu tkactwa w ówczesnej Europie. Dość powiedzieć, że najwspanialsze kompozycje, nie tylko artystów flamandzkich, ale też włoskich, właśnie tam powstawały.

Dlaczego tak drogo?

Nie jesteśmy w stanie do końcach stwierdzić, ile Zygmunt August zapłacił za to zamówienie. Przeznaczone na to finanse szły ze szkatuły królewskiej, a rachunki nie zachowały się do naszych czasów. Ale to musiał być dla króla znaczący wydatek. Fakt, że był on regulowany w ratach wskazuje na dość duże obciążenie prywatnego trzosa władcy. Jednak tego typu zakupy mówią nam coś ważnego nie tylko o hojności króla, ale także o jego wyjątkowości. Możemy wyciągnąć z nich wniosek, że był on wytrawnym miłośnikiem sztuki. Gdy dodamy do tego informację o znajdujących się w jego kolekcji cennych przedmiotach jubilerskich i paradnych militariach, to widzimy, że mamy tu do czynienia z osobą, która ceniła sobie artyzm i luksus.

Co dalej z nimi po śmierci monarchy? 

Zygmunt August zapisał arrasy swoim siostrom i dopiero po ich śmierci trafiły do skarbca koronnego Rzeczypospolitej. Jednak następcy króla, wbrew jego woli, traktowali je jak swoją prywatną własność. Stanowiły one przedmiot zastawu, ratowano nimi skarb królewski, rozwiązywano spory z sejmem.

Ruskie patchworki

157 arrasów zrabowali Rosjanie. Do Polski powróciły dopiero w 1921 roku w wyniku Traktatu ryskiego. Jego najbardziej wymiernymi skutkami było ustalenie granicy wschodniej oraz powrót skarbów Rzeczpospolitej. U Rosjan pełniły one funkcję obić mebli i dotyczyło to nie tylko tkanin, które miały specjalny, obiciowy charakter. Na przykład werdiury zwierzęce były przycinane i dostosowywane do architektury rezydencji carskiej w Gatczynie pod Petersburgiem. Na wystawie widać te zniszczenia. Znajdują się na niej arrasy, będące obecnie czymś w rodzaju patchworków, które zostały złożone z zachowanych fragmentów tkanin. Po powrocie z Rosji arrasy przeszły niewiarygodnie trudną konserwację momentami zahaczającą o rekonstrukcję. 

Arrasy na wojnie 

Te delikatne tkaniny rzeczywiście przeżyły epopeję wojenną. To co się z nimi działo na początku września 1939 roku i w kolejnych miesiącach mogłoby być kanwą scenariusza dobrego serialu sensacyjnego. Zostały one wywiezione do Kanady i wróciły dopiero po przemianach politycznych w Polsce w 1956 roku. Przed wystawą z roku 1961 r znowu przeszły konserwację. Tak naprawdę praca konserwatora w przypadku arrasów nigdy się nie kończy. Na szczęście Zamek Królewski na Wawelu dysponuje bardzo rozbudowaną pracownią konserwacji tkanin. Pracujący tam zespół, pod kierownictwem Jerzego Holca, dokonuje cudów. Specjaliści tkają na nowo brakujące fragmenty. 

Na wystawie można będzie zobaczyć 137 arrasów. Nie są to wszystkie tkaniny, które ocalały. Jeden z nich znajduje się w Rijksmuseum w Amsterdamie, gdzie znalazł się w latach 30., sprzedany przez Rosję sowiecką. To bardzo cenny, zachowany w całości arras nadokienny. Z powodów pandemicznych sprowadzenie go było jednak zbyt skomplikowane. Poza tym w Ermitażu są nadal przechowywane 34 arrasy. Mam nadzieje, że w przyszłości uda nam się pokazać i tę część kolekcji. Byłoby to wielkim wydarzeniem. 

info/foto: dzieje.pl 

Chcesz być na bieząco z informacjami ze świata historii? Jesteśmy na facebooku polnocnej.tv. Szukaj nas na Twitterze oraz wyślij nam maila. 

Tagi: