Udany ale szkodliwy PZL 44 Wicher

PZL 44., Wicher, Państwowe Zakłady Lotnicze, PLL LOT, Bartosz Gondek, www.polnocna.tv, www.strefahistorii.pl

Pomnik narodowej pychy, który spowolnił proces produkcyjno – rozwojowy nowych, polskich myśliwców, na które nie mogliśmy liczyć w 1939 roku i zarazem jedna z najbardziej udanych konstrukcji lotniczych schyłku II RP. PZL.44 „Wicher” miał kolejną dumą narodową. Skończyło się na jednej sztuce.

W połowie lat trzydziestych rodzime czynniki rządowe postanowiły, ze względów propagandowych, Polskie Linie Lotnicze LOT powinny dysponować rodzimym, nowoczesnym samolotem pasażerskim. W 1936 roku opracowanie samolotu, będącego konkurencją dla Douglasa DC 2 i Lockheeda Electra, zlecono inżynierowi Wsiewołodowi Jakimiukowi, który w Państwowych Zakładach Lotniczych przejął stery konstruktorskie po słynnym Zygmuncie Puławskim. Założono, prototyp będzie oblatany we wrześniu 1937, a do końca tegoż roku zostaną przeprowadzone kompletne próby i poprawki. Produkcja seryjna miała być rozpoczęta w roku 1938. Ze względu na bardzo pięte terminy i priorytet „Wichra”, bo tak miał nazywać się nowy „pasażer”, odsunął na bok konstruowanie tak potrzebnego nam wówczas myśliwca PZL P 50  i rzeczywiście, w rewelacyjnie krótkim czasie zaprojektował nowy samolot, który wzbił się w powietrze 20 marca 1938 roku. Pod koniec 1938 roku samolot został przekazany PLL LOT. Konstrukcja okazała się udana, bo nadążająca za amerykańską konkurencją, ale znacznie droższa i mniej perspektywiczna. Taniej było kupić samoloty z Ameryki. Mimo oporu ze strony ministerialnej, LOT rozpoczął starania odstąpienia od zamówienia. Linie kupiły jednocześnie 10 samolotów Lockheed Electra, oferowanych po cenie 340 tys. zł bez silników. Dla porówniania Wicher kosztował 600 tys. zł bez silników a 710 tys. zł z silnikami. Późną wiosną 1939, LOT anulował zamówienie. Państwo polskie wydało na budowę prototypu 2,4 mln złotych. Poza tym straciło, jakże cenny, czas. W wrześniu 1939 roku samolot został ewakuowany pod Lwów, gdzie uszkodził podwozie i wkrótce wpadł w ręce Sowietów. Potem ślad po nim zaginał. Cała historia przypomina zaś nasze obecne próby budowy supersportowej Arrinery, czy „narodowego” samochodu elektrycznego. Krótko mówiąc – jest to możliwe, niecelowe i ekonomicznie szkodliwe.

(red.) Bartosz Gondek fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe (NAC)

Chcesz być na bieząco z informacjami ze świata historii? Jesteśmy na facebooku polnocnej.tv. Szukaj nas na Twitterze oraz wyślij nam maila. 

Tagi: