Ryby z Targu Rybnego

„Na Targu Rybnym jest bardzo wesoło. Wzdłuż Motławy stoi wiele małych domków, a na niej kotwiczy mnóstwo niewielkich łodzi i stateczków. Rzeka płynie nawet wśród niektórych domów, jest także na Targu Rybnym.”

Jednym ze szczególnie charakterystycznych miejsc dla dawnego Gdańska był Targ Rybny. Około 1900 miał on zupełnie inny charakter niż współcześnie, gdyż zgodnie z nazwą był miejscem handlu rybami. Jego barwnego opisu nie mogło zabraknąć również w „Obrazkach gdańskich” Käthe Schirmacher wydanych pierwotnie w 1908 r.

Miejsce to było otoczone małymi, wąskimi i wysokimi domami z ostro zakończonymi szczytami. Według narratorki opowiadania „w tych domach mieszkają handlarze ryb, którzy mają blisko do kotwiczących niemal pod ich oknami łodzi rybackich”. W łodziach trzymano część złowionych ryb, a resztę umieszczono w trzymanych w wodzie skrzyniach oraz w kadziach i wiadrach. Z tych ostatnich niekiedy wyskakiwały wywołując lament handlujących nimi przekupek. Ryby łowili w morzu rybacy z Helu, Sopotu, Brzeźna. Łowiono je także w Wiśle, w tym przypadku łowiący pochodzili z wsi Płonia oraz Górki. Jak stwierdziła narratorka: „W Gdańsku jest dużo wody, dużo ryb i wielu rybaków.”

Handlarki rybami siedziały na targu wzdłuż ścian domów na dużych wyciętych beczkach z wbudowanym siedzeniem, dzięki czemu mogły chronić się przed wiatrem. Z powodu panującego w tym miejscu zimna zakładały kilka warstw ubrań, przez co wyglądały na bardzo grube. Zimą trzymały stopy na garnkach z żarem. Handlarki siedziały obok kadzi rybami (szczupakami, linami, flądrami, okoniami czy dorszami) pod dużymi czerwonymi parasolami rozpostartymi nad głową. Popularne były również szprotki, których przypływały całe łodzie. Lubiano również flądry i turboty. Handlarki potrafiły w sposób szczególny krzyczeć i piszczeć a gdy były wściekłe, także pomstować (co było słynne w całym mieście i krążyły o tym legendy), a na co dzień kpić z przechodniów. Kiedy np. na Targu Rybnym pojawiła się pani w płaszczu z frędzlami – zawołały za nią „Patrzcie, pańcia w gałganach!”

Natomiast mężczyźni sprzedawali z łodzi często większe ryby np. węgorze jak w opowiadaniu K. Schirmacher – „Mama miała takiego znajomego rybaka, u którego zawsze kupowaliśmy węgorze, więc nazywaliśmy go Węgorzem”.

Źródło: K. Schrimacher, Obrazki gdańskie, przeł. W. Sawicki, Gdańsk 2017.

Oprac. Anna Krüger

Foto/Muzeum Pomorza

Chcesz być na bieząco z informacjami ze świata historii? Jesteśmy na facebooku polnocnej.tv. Szukaj nas na Twitterze oraz wyślij nam maila. 

Tagi: