Niewiele samochodów jest jeszcze w stanie zrobić w Polsce sensację. Czymś takim jest jeszcze na pewno widok 20 bardzo rzadkich, brytyjskich Morganów, które w ten weekend eksplorowały wybrzeże.
Jeśli nie chcesz mojej zguby, to Morgana daj mi luby – chciałoby się powiedzieć, parafrazując słowa klasyka – Aleksandra Fredry, widząc zachwyty trójmiejskich dam nad 20 klasycznymi brytyjskimi roadsterami, które ze swoimi skandynawskimi załogami wybrały się w dniach 18 – 20 maja na zwiedzanie Gdańska i Okolic.
Samochody marki Morgan to prawdziwa zmotoryzowana tradycja i arystokracja. Produkowane od 1910 roku, początkowo jako trójkołowce, powstają w liczbie jedynie 500 sztuk rocznie. Niskie, otwarte nadwozia nie różnią się specjalnie od ponad 70 lat. Nadal osadzone są też na drewnianej ramie. Nie zmieniło się też miejsce ręcznego wytwarzania nadwozi. To od 1909 roku Malvern Link, w hrabstwie Worcestershire. Firma jest nadal przedsięwzięciem rodzinnym, zatrudniającym 163 osoby. Nic dziwnego, że zdarzały się 10-letnie okresy oczekiwania. Najtańsze Morgany – z kierownicą w oryginale, czyli po brytyjskiej stronie i wymagające remontu to wydatek około 20 tysiecy euro.
Za odmiany z kierownicą z lewej strony trzeba zapłacić przeważnie od 30 000 euro. Okazje cenowe mogą kryć nieliche kłopoty – na przykład przegniłą i bardzo trudną do odtworzenia ramę. Morgan to też samochód bardzo wymagający pod względem ewentualnych remontów. Posiadanie go można porównać z utrzymaniem drewnianego jachtu albo motorówki. Stąd na zawsze pozostanie ekskluzywnym białym krukiem.
(Red.) fot. Bartosz Gondek
Chcesz być na bieząco z informacjami ze świata historii? Jesteśmy na facebooku polnocnej.tv. Szukaj nas na Twitterze oraz wyślij nam maila.